Get Adobe Flash player

Jolanta Kozak
W marcu minęła 112 rocznica śmierci Klemensa Junoszy Szaniawskiego. Kto z nas wie dziś kim był Klemens Junosza? Kto z nas mijając jeden z piękniejszych pomników cmentarza na Lipowej zaduma się nad losem tego, kto tu spoczął?
Zapewne garstka historyków literatury i pasjonatów historii Lublina.
Klemens Junosza Szaniawski urodził się 23 listopada 1849 roku w Lublinie, gdzie ojciec jego Władysław był podprokuratorem wojskowym. Po ukończeniu gimnazjum w Siedlcach niespełna osiemnastoletni Klemens Szaniawski powrócił do Lublina, gdzie rozpoczął pracę jako urzędnik w Izbie Obrachunkowej.
W tym czasie poznał swoją przyszłą żonę Zofię Piasecką, córkę lubelskiego rejenta. Praca urzędnicza nie była spełnieniem marzeń Szaniawskiego, już w 1871 roku zaczął wysyłać swoje pierwsze utwory do warszawskich gazet. Do pracy pisarskiej namówił go Bolesław Prus. Zamieszczał swoje pierwsze utwory m.in.w „Kolcach" – znanym podówczas piśmie satyryczno-humorystycznym. W pierwszej połowie lat 70-tych publikował również felietony humorystyczne i obyczajowe w „Tygodniku Mód i Powieści". Kariera urzędnicza szybko okazała się nieodpowiednim dla Szaniawskiego zajęciem. Rzucił je więc i osiadł w rodzinnej wiosce, Woli Korytnickiej pod Węgrowem. W 1977 roku zwrócił na niego uwagę Zygmunt Sarnecki i powołał go do redakcji warszawskiego „Echa". Odtąd Junosza na stałe zamieszkał z rodziną Warszawie. Okres warszawski można za publicystą określić jednym słowem: praca. Szaniawski
nękany przez lichwiarzy i wierzycieli bezustannie i gorączkowo pracował, próbując zapewnić byt rodzinie. Próbował wszystkiego: był dziennikarzem, korektorem, autorem kalendarzy, licznych powieści, nowel, obrazków, utworów scenicznych, wierszowanych. Zasłynął przede wszystkim jako znakomity znawca życia ówczesnych Żydów. I choć niektórzy zarzucali mu antysemityzm, antysemitą z pewnością nie był. Zresztą, cała jego twórczość daleka jest od jakichkolwiek antagonizmów rasowych czy społecznych. Współcześni mu zwracali uwagę na niezwykła dobroć, poczucie humoru i tolerancję jako cechy szczególne Klemensa Junoszy Szaniawskiego. Niestety utwory pisane często na kolanie, bo goniły terminy, nie przetrwały próby czasu, choć znaleźć można wśród nich kilka perełek, jak „Pająki" czy „Wnuczek".
Uznawany jest za jednego z ostatnich twórców literatury szlacheckiej, kontynuatora Mikołaja Reja czy Chryzostoma Paska.
Zmarł, jak podają ówczesne gazety, z przepracowania 22 marca 1898 roku w Otwocku, gdzie po raz pierwszy wyjechał na odpoczynek dla podratowania zdrowia.
Rodacy zgotowali Szaniawskiemu pochówek godny bohatera narodowego. Uroczystości pogrzebowe rozpoczęły się kameralnym nabożeństwem w Otwocku, skąd trumnę z ciałem pisarza przewieziono do Warszawy, a następnie do rodzinnego miasta Lublina. Tu uroczystości trwały przez 3 dni, a dokładną relację można przeczytać choćby w „Wędrowcu", piśmie, którego przez lata współpracownikiem był zmarły pisarz. Na lubelskim dworcu kolejowym na trumnę ze zwłokami Szaniawskiego oczekiwał wielotysięczny tłum mieszkańców miasta. W uroczystej procesji przy blasku pochodni odprowadzono trumnę do katedry. Wnętrze świątyni zostało udekorowane w sposób niezwykle uroczysty. Katedrę oświetlało, jak ocenia korespondent Wędrowca „500 świateł u stropu oraz w pająkach i świecznikach". Katafalk tonął w kwiatach. Następnego dnia (w sobotę) odbyła się w katedrze msza wotywna (odprawiana za specjalną intencję).
Kulminacyjnym punktem uroczystości pogrzebowych była jednak niedziela. Do Lublina przybyło wielu spośród okolicznego ziemiaństwa i gości z Warszawy. Jak wspomina Trompczyński, korespondent „Wędrowca", na ulicach od rana panował większy ruch niż zwykle, a w hotelach brakowało wolnych pokoi. W katedrze od rana panował tłok. Wielbiciele talentu Szaniawskiego chcieli oddać ostatni hołd „mistrzowi". O 14.30 wyruszył kondukt z katedry na cmentarz gdzie Szaniawski miał spocząć obok swojej matki. Trumnę poprzedzały delegacje z wieńcami, a nieśli je redaktorzy i literaci, młodzież uniwersytecka, członkowie palestry, lekarze, rzemieślnicy. Kto żyw wyszedł, by pożegnać wielkiego Lublinianina, wielkiego Polaka.
Ulice, którymi podążał kondukt wyłożone były jedliną, a aleja na cmentarzu wysypana piaskiem. Na cmentarzu w imieniu rodzinnego miasta pożegnał zmarłego przyjaciel doktor Gustaw Doliński. Trompczyński pisze, iż „Lublin dumny ze swego syna, przyjmując jego popioły, wystąpił tak okazale, i tak serdecznie zarazem, że na wzór postawić go innym miastom należy". Uroczystości żałobne – pisze dalej Tromopczyński – tutejsze stanowią przykład jak wypada postępować, kiedy:
„Naród w grobie chowa
Mistrzów swego słowa"
Szkoda tylko, że wraz z żałobą i pamięć po Klemensie Junoszy Szaniawskim przeminęła...

  •  PATRONATY
    PATRONATY
  • Nie tylko z NBP
    Nie tylko z NBP
  • Z Parlamentu
    Z Parlamentu
  • AFISZ kultury
    AFISZ kultury
  • ZAPROSILI NAS
    ZAPROSILI NAS
  • Liderzy Gospodarki
    Liderzy Gospodarki