OBRAZKI ZE STRASBURGA (2)
Tym razem o zajęciu, które dla Francuzów jest, jak wiadomo, najważniejsze: o jedzeniu. Oczywiście wszyscy niby wiedzą, że Francuzi jedzą ślimaki. Ale kiedy w supermarkecie zobaczyłem ślimaki zapakowane w folię i ładnie ułożone , to jednak pomyślałem sobie: a jednak, oni naprawdę to jedzą! To są jednak wysublimowane dylematy medioeurokraty. A jak wygląda aprowizacja licznej "diaspory"akademickiej? Karol student IV roku, obecny na wymianie w Strasburgu tak to relacjonuje: Szukanie substytutów idzie mi chyba całkiem nieźle. Zresztą w tutejszych supermarketach jest to dosyć ułatwione. Przy najlichszych artykułach danego rodzaju umieszcza się specjalne etykietki z napisem „najtańsze", żeby można było jeszcze łatwiej znaleźć najtańszy substytut. Przy wejściu do innego sklepu znalazłem tabliczkę, na której było napisane wprost: „tu nie ma produktów wysokiej jakości; tu są produkty tanie". Nota bene to właśnie ten sklep, w którym robię zakupy. Nazywa się Mutant.

Okazuje się, że zamiast kupować cały ser, można kupić jego tańszy substytut czyli ser tarty – pewnie to jakieś ścinki z fabryki, ale da się jakoś jeść. Bleu d'Auvergne 1 jest za to bardzo smacznym tańszym substytutem sera roquefort . Z tańszego substytutu odpestkowanych oliwek, jakim są oliwki z pestkami, ostatecznie zrezygnowałem – szkoda zębów. Tańszym substytutem porządnego wina są zlewki różnych win zmieszanych w jednej butelce; ale nawet to wydało mi się za drogie. Jedyny alkohol, na jaki mnie tu stać, to piwo Ottweiler Pils – 0,40 € / 0,5 l (tańsze od barszczu i do tego niezłe!). No, a najważniejszym z tańszych substytutów jest tańszy substytut chleba czyli słynna francuska bagietka. To takie dziwne pieczywo, które ma 70 cm długości; o siódmej rano, kiedy jest świeże, nie da się ukroić, bo jest miękkie jak wata; a parę godzin później, gdy sczerstwieje, też nie da się ukroić, chyba że piłą do drewna. Ale to i tak smaczniejsze od tutejszego chleba... Samodzielne gotowanie nie jest tu takie trudne. Można na przykład kupić półprodukt do robienia naleśników. Z dwóch paczek, które w sumie kosztują 1,68 €, można zrobić ponad 20 crêpes. Składa się to z mąki, jajek w proszku i soli, które fabrycznie są już wymieszane w odpowiednich proporcjach; wystarczy dodać mleka, tłuszczu, wymieszać i można smażyć. Uważam, że wyszły mi całkiem niezłe; trzeba było tylko uchylić kilka założeń – okazało się na przykład, że naleśniki wcale nie muszą być okrągłe... Jak do tego wszystkiego je się jeszcze jakieś tanie owoce (gruszki, marchewki...), to można przeżyć nie rujnując się i w miarę smacznie. Dzisiaj po raz pierwszy poszedłem do tzw. restauracji uniwersyteckiej (resto U4) czyli na stołówkę. Posiłek kosztuje 2,60 €; płaci się kartą czipową. Tradycyjny francuski obiad składa się z co najmniej czterech części: przystawek (hors d'oeuvre 5), dania głównego (plat principal 6), sera (fromage 7) i deseru (dessert 8); a do tego wszystkiego pije się, rzecz jasna, wino. Obiad na stołówce wygląda mniej więcej podobnie, ale nie zupełnie. Na przystawki jest jakaś tam surówka. Danie główne to może być mięso, ryba lub pizza. Ja zamówiłem to drugie; były to głównie ziemniaki, jarzyna i może 100 g ryby, która składała się głównie z sosu. Ser niby był, ale na słodko, więc od razu robił za deser. I maluśki jogurcik do tego. Do picia zamiast wina jest woda. Jak chce się pić co innego, to trzeba dopłacić; 0,33 l piwa kosztuje ok. 1,50 €. I jeszcze na koniec: nie zgadniecie, jak po francusku nazywa się maślanka. Otóż – według napisu na kartonie – jest to (nazwa w liternictwie orientu) , bo tutaj uważa się maślankę za napój typowo arabski. Pod spodem dopisane jest po francusku, jakby dla ostrzeżenia: „sfermentowane mleko."
A jeśli chodzi o zakupy, to najlepiej (tzn. najtaniej) robi się je w Niemczech. W niemieckim Lidlu niektóre artykuły są zdecydowanie tańsze niż we francuskich sklepach. Dzień 11 listopada, który dla nas jest Świętem Niepodległości, a dla Francuzów – Świętem Zawieszenia Broni, w Strasburgu można by nazwać Świętem Zakupów. Wszystko dlatego, że Niemcy tego dnia nie świętują (ciekawe dlaczego?), więc tamtejsze sklepy są otwarte jak zwykle. Tego dnia, droga do Kehl to wielki korek zaczynający się w Strasburgu. Wszyscy ruszaja obchodzić rocznicę zwycięstwa nad swoimi sąsiadami, robiąc zakupy w ich supermarketach. "Napływowi" zresztą też. I chyba po niemieckiej stronie jest taniej i lepiej bo wielu europosłów przybywających niczym "nomadowie współczesnej i zjednoczonej Europy" na comiesięczne sesje plenarne Parlamentu UE, zatrzymują się kilkanaście kilometrów za Strasburgiem, już w niemieckich pensjonatach i hotelikach, skąd sprawnie dojeżdzają do miejsca wytężonej pracy.